W listopadzie 2015 roku, kolejny raz skierowaliśmy się na południe Europy. Ponownie do Włoch. Przyznaję bez bicia, iż nie jestem szczególnym fanem włoskiego temperamentu, czy ich krzykliwej natury, ale aby z pełną odpowiedzialnością móc się na ten temat wypowiadać, postanowiłem skonfrontować moje toskańskie odczucia z cieszącym się gorszą sławą wśród turystów południem właśnie. Przystałem wobec tego na propozycje małżonki. Co się okazało? W Neapolu pierwszy raz w życiu widziałem używane u nas urządzenie do zdmuchiwania liści z trawnika w akcji oszczyszczania chodnika ze śmieci, oraz dziewięćdziesiąt procent zabytków w trakcie permanentnego remontu. No i tak właśnie w osłupieniu nie zwróciłem uwagi na krzyki Włochów. Neapol jako miasto - bez dwóch zdań cudowny, tylko mieszkańcy wydają się nieco odpuszczać z dbaniem o jego kulturalną i materialną spuściznę. A szkoda…
Za to jeden temat opracowany na sześć plus - jedzenie. Pizza, wino i właściwie wszystko co jadalne trudno porównać z czymś innym w Europie. To się pewnie na szczęście we Włoszech nie zmieni...