Maltę gdzieś tam w tyle głowy mieliśmy już dłuższy czas, a jako że w ostatnim czasie eksplorujemy raczej bliższe sercu okolice szeroko rozumianej Europy, postanowiliśmy zinterpretować pierwsze oznaki wiosny jako zachętę do odwiedzenia miejsc, w których wobec jej wątłych początków nad Wisłą - powinna już niepodzielnie panować… Jak się okazało byliśmy bliscy prawdy, bo oto teperatury łaskawie oscylowały w granicach 23-25 stopni Celsjusza, słońce świeciło na tyle by sprawić przyjemność, nie okaleczyć, a i tłumy jeszcze na dobre nie ruszyły.
Justyna jako miesjce naszego pobytu wybrała średnią wyspę - Gozo, którą jak się później okazało - bardzo błędnie oceniłem jako mało turystyczną, rolniczą i nudną. Jakież bowiem było moje zaskoczenie, kiedy ta faktycznie mniej uczęszczana przez turystów wysepka, okazała się wprost idealna do wypoczynku: spokojna, tania, momentami senna, choć z doskonale rozwiniętą komunikacją, wspaniale oznakowana i niezwykle przyjazna turystom. Kolejny raz moja małżonka dała popis kunsztu w zakresie planowania wakcaji, spędziliśmy czas uroczo i kto wie - może jeszcze tam wrócimy.